Obserwatorzy

czwartek, 28 marca 2013

My Smeagole.




Moja najlepsza koleżanka N.  jest głęboko niewierząca i antyklerykalna.  Jej żarliwa niechęć do wszystkiego co długie, czarne z guzikami ma w dużej mierze podłoże w traumatycznych przeżyciach jej ojca w dzieciństwie.  Ja z kolei jestem wierząca. I niepoprawna politycznie, przyznając się do takiego “archaizmu” w antychrześcijańskiej Belgii. Dziwne to czasy, gdy wiara i światopogląd stały się sprawą głęboko intymną, a to jak i z kim sypiamy stało się tematem publicznej debaty i głosowania. A ja głupia myślałam, źe jest odwrotnie. Że seksualność jest sprawą bardzo osobistą, a to gdzie, komu i co kto wsadza, mówiąc trywialnie, nie powinno wychodzić za próg alkowy. Widać moja toffinkowa blond głowa jest za ciasna by to zrozumieć.

 “Swat” jak mówią Flamacy. Nieważne, o czym to ja mówiłam…
Aha, no więc różnimy się z N. jak ogień i woda. Ja, nawet gdybym mieszkała na pustyni, Marsie, czy pod kołem biegunowym, i nie słyszała o Chrześcijaństwie, ani żadnej innej religii - podświadomie przeczuwałabym obecność Boga i ciągle byłbym głęboko wierząca. To sprawa bardziej osobistego spotkania, niż poznania rozumem. A ten typ, czyli ja - tak ma. 

Normalnie takich jak ja N. uważa za naiwnych. Ale nie mnie, bo się ze mną przyjaźni.


W pracy mamy też C. Gdybym najprościej miała opisać tę osobę, ujełabym to następująco: marne życie, marna moralność, marna ocena świata. To taki ktoś co rękę karmiącą odgryzie. Nie dostrzega w nikim dobra, mnie też za plecami obgaduje. Jej życie to ciągła bitwa, środowisko wojny, tylko tak potrafi funkcjonować, przez eleminację innych. W tym kąsaniu dostrzegam bezradność. Nasz Kajtek też się odgryzał zanim poczuł się kochany. Obcych nadal gryzie pierwszy. Uprzedza atak.
C. czasami przychodzi głodna, niewyspana, albo ze śliwą pod okiem i pyta czy nie mam nic do jedzenia. 
N. w swoim wrodzonym   poczuciu  sprawiedliwości nie może tego znieść. “Ona ci nawet dzień dobry  nie mówi z rana, jak ma muchy w nosie” - jątrzy -“demoralizujesz ją!”.
N. nie może pogodzić się z tym, że ktoś obok przechodzi i nie mówi dzień dobry, a później prosi o suchą bułkę choćby. I tu dochodzę do tego, dlaczego zaczęłam od wiary mój post.
Bo mówi się, że wiara ogranicza, nakłada na człowieka pęta. A ja czuję, że w wielu sytuacjach, również jak ta jestem cudownie wolna, a N. w swojej niewierze ograniczona barierą racjonalizmu. Moja wiara nie karze oczekiwać mi wzajemności. W imię mojej wiary nie obchodzi mnie czyjeś “dzień dobry” czy akt docenienia mojego życzliwego gestu. Nie postrzegam tego świata jako portu docelowego, ale fragment podróży.  I nie oczekuję sprawiedliwości za bardzo tu i teraz. N. liczy się wyłącznie tu i teraz. I to co poczuje dotykiem i zobaczy na własne oczy, pojmie rozumem. Dlatego też jej piękna blond głowa nie jest nigdy wolna od analizy. Pracuje na najwyższych obrotach starając się wszystko zrozumieć i uzasadnić. Można temu życie poświęcić. I nie dojdzie się prawdy.


-          Ona jest zła! - mówi N.
- A pamiętasz Smeagola z “ Władcy Pierścieni”? – pytam -Też był zły, a budził litość. Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu nim jesteśmy. Słuchaj - próbuję jej tłumaczyć -“ To tylko mała biedna istota, która w danym momencie życia znalazła się na mojej ścieżce, przeminie jak ja i ty, jak wszystko. To jak się zachowuje nie ma najmniejszego wpływu na moje samopoczucie, myśli, uczucia względem niej. Ale to jak ja się wobec niej zachowam, może mieć wpływ na jej życie. Może po to spotyka na swej drodze różnych ludzi by zobaczyć w ich oczach coś więcej niż skrzywiony obraz świata, który w sercu nosi. Moja wiara pozwala mi być pewnym, że jednak została stworzona na czyjś obraz i podobieństwo i pierwowzorem nie był Smeagol. Nim stała się później.
N. wzdycha i mówi: “ Jesteś niereformowalna, ale zazdroszczę ci takiej postawy. Ja nie potrafię się zdystansować.  Chapeau bas

Wczoraj wieczorem zaglądam na jeden z blogów. Jest prawie przed północą. Jakiś chłopak, a raczej mężczyzna grzebie w swojej duszy, boksuje się z własnymi demonami, próbuje dojść ładu. “ I to pisze człowiek, który nie wierzy w Boga – czyli ja” – kończy swój wpis. A tyle jest w tej walce poetyki, głębi; a w niewierze - wiary, że aż się do siebie uśmiecham.
“ Jestem o ciebie spokojna. Nie martwię się, na szczęście Bóg w ciebie wierzy J” - piszę
Dziękuje kaps lookiem i uśmiechając się życzy mi dobrej nocy…

Tak mnie jakoś dziś na teologiczne refleksje wzięło, może z powodu Wielkiego Czwartku… ale mogę pisać co chcę, u siebie jestem, prawda? 
Pozdrawiam toffinkowo.

8 komentarzy:

  1. Bardzo ładne kazanie i z dobrymi przykładami.
    Może to taki czas, że wreszcie Kościół i ludzie go tworzący zaczynają być "znakiem sprzeciwu". Nie jest łatwo być wierzącym, gdy jest to modne i łatwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiara jest czymś naturalnym w życiu człowieka, rozumiem to i staram się nigdy tego nie krytykować. Czy to jest wiara w Boga, w Leszka Millera, aparaty fotograficzne firmy Canon albo w listę wyborczą PiS. Problemem są jedynie fanatycy. Religijni, systemowi, ateistyczni itd. Na nieszczęście są oni najgłośniejsi i najbardziej agresywni. Chińczycy mają taką klątwę: obyś żył w ciekawych czasach. Ja dodałbym: obyś żyl w czasach fanatyków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobre podsumowanie! straszna wizja: zyc w czasach fanatykow... brr... od fanatyzmu zachowaj nas Panie! :)

      Usuń
  3. Fioleciku ciekawie;zwłaszcza porównanie i aluzja do "Władcy" ale zabrakło mi w tej polemice przedstawienia jeszcze wariantu środkowego;pośredniego do N. i F.-czyli Ciebie-chodzi mi o grupę ludzi którzy owszem wierzą w Boga;starają się postępować według Jego słów;a jednocześnie są w stanie "wojny" a raczej sprzeciwu wobec pewnych dokonań K.K. Owszem ma on duże zasługi ;a w obecnych koszmarnych czasach Jego wołanie o moralność-jest krzykiem rozpaczy w czasach Barbarzyństwa przełomu dziejów;ale ma też na swoich rękach dużo zła.Znam ludzi którzy właśnie tego nie akceptują;nie akceptują jak pewne osoby mówiąc o ubóstwie jeżdżą luksusowymi wozami;nawołując do ubóstwa-żyją ponad stan. Zauważ;że Ci właśnie ludzie są największymi ofiarami współczesnych czasów. N-iewierzący ma lus-blus-i tak podchodzi do tego racjonalnie-według swojego toku myślenia;czyli "Boga niet i szlus"; Katolik-odwrotnie-Bóg i Wiara są dla niego tym czym Abs i poduszki w samochodzie;a R-ozdarci? Dla tych nie ma miejsca we współczesnym świecie;obie grupy ich odrzucają-czy słusznie?
    ps.dla mnie "numero Uno" ostatnich miesięcy jest Franciszek-trzeba mieć dużo odwagi i klasy żeby będąc de facto głową Państwa (a w znaczeniu prawnym Papież=Prezydent) płacić za siebie rachunki;nie korzystać z limuzyn tylko zwykłego busa;prosić wiernych o modlitwę za siebie.Tacy ludzie swoją postawą i zachowaniem zasługują na-mówiąc młodzieżowym slangiem-"szacun" i pochylenie czoła.Aż chce się patrząc na taką postawę powiedzieć- "ecce homo".

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, cztery koty , zgadzam sie , ze nie wszystko jest piekne i gladkie w kosciele, jest wiele ciemnych plam w tej instytucji na przelomie dziejow, ale ja bardziej mowie o wierze, a nie o instytucji kosciola. Moj post nie ma na celu kompletnej analizy problemu, napisalam go tak, ot at hoc w pracy zainspirowana swoja codziennoscia i doswiadczeniem ze swego podworka, a to jest zawsze niewyczerpujace i subiektywne. Moze na post o "rozdartych" tez przyjdzie kiedys pora,jak spontanicznie zagosci mi ten temat w glowie a moze ty go napisz? z pewnoscia bedzie ciekawy i pobudzi do dyskusji, pozdrawiam ciebie i twoja Jasminke:)

    OdpowiedzUsuń
  5. zapomnialam dodac, ze pokladam wielkie nadzieje we Franciszku! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja wierzę. Ale nie w nadprzyrodzone istoty . Wierzę w dobro , które jest w każdym człowieku , i wciąż naiwnie wierze w ludzi ... Nie potrzebuje ani uzasadnienia dla niepowodzeń ( kara boska) ani sukcesów ( bóg zesłasł łaskę) ... Myśle ,ze wszystko tkwi w nas ... Wszak człowiek jest wolny. Jest wolny i sam odpowiedzialny ... A ze czasem dokonuje złych wyborów ??!!
    Twój smeagol ;)) - mnie zawsze zastanawia w takich sytuacjach nie wdzięczność Czy jej brak..., ale ... Czy tym aktem dobroczynnosci - nie dokonuje sie większego zła , czy jej trzeba suchej bułki czy trampoliny by sie z tej sytuacji wyrwać ..... Kiedy wystarczają okruchy litości nie ma możliwości by zauważyć jak to niewiele ...

    OdpowiedzUsuń