Obserwatorzy

wtorek, 30 kwietnia 2013

Pieskie dylematy




Kocham zwierzaki, ale staram się nie popadać  w paranoję. Dlatego tak trudno znaleźć mi “normalnego” psiego lekarza. Moja suka ma odwieczny problem z uszami i nadwagą. Źródłem problemów jestem ja sama, a dokładniej mój w stosunku do Tuni brak konsekwencji. A może to moja prywatna interpretacja uczciwości? Jak odmówić smakołyka zwierzęciu jeśli sobie samej nie potrafię? Jak mu w orzechowe ślepia spojrzeć bez poczucia winy? Wiem. “Miętka” jestem jak to mówią.
Próbowałam. Zamieniłam pospolitą karmę na tą najlepszą ( czytaj: najdroższą). Przeczytałam nawet książkę “Problemy behawioralne psów i kotów”. Nie wniosło to nic nowego do mego stanu wiedzy o moim psie, oprócz jeszcze większej pewności, że moja suka jest zwierzęciem rozpieszczonym, egocentrycznym i strasznym łasuchem ( czyżby była zwierciadłem wad swojej Pani?...).
Te cechy charakteru znałam już od jej szczenięcych lat, ale czy przez to miałam ją mniej kochać? Toż, jak mówią: człowiek sobie rodziny, a tym bardziej psa – nie wybiera. To pies wybiera sobie człowieka i później kombinuje co z takim “ludziem” zrobić.
Na szczęście po którymś z kolei worku ( cóż to taki worek dla łasucha, moża powiedzieć, Tunia nosem wciąga go w kilka dni!) przyszło oświecenie:
niby taka dobra karma, a różnicy w stanie zdrowia psa – żadnego. Za to w portfelu różnica znaczna -  przytomnie wróciłam do starych nawyków i mam wrażenie, jakby mniej ją uszy bolą!
Do ideału jednak ciągle jeszcze daleko mimo, że zapuszczam te nieszczęsne krople codziennie. Jak pomyślę, że znów czeka mnie wizyta w psiej klinice, czekanie godzinami w poczekalni, to mi się odechciewa…

Szczęśliwie wczoraj na późnym spacerze przechodząc koło prywatnego gabinetu weterynaryjnego spotkałam pana doktora. Szczęśliwie mówił troche po francusku. ( Zaczynał zdanie, a ja domyślając się co chce powiedzieć – kończyłam.)  Szczęśliwie ( nie za dużo tego szczęścia naraz?) chciał nas przyjąć o 22.00 i okazał się logicznym facetem.
Tunia nie bała się go wcale ( zazwyczaj drży jak osika), pozwoliła na wszystkie zabiegi. Pan doktor zalecił kontynuację nadal tą samą karmą, byle byłaby LIGHT i aby nie przekraczać dawek. Co do nadwagi mego psa, nie robił mi wykładów jak poprzedni lekarze, nie wywracał oczami, ale wypowiedział jedno sakramentalne zdanie:

“Już to, że właścicielka zdaje sobie sprawę, że jej pies jest za gruby, jest bardzo dobrym punktem wyjścia do schudnięcia.”

I to mi się bardzo podoba! Pozytywna motywacja!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Myśli potargane, czyli takie sobie wtorkowe bla, bla



pstryk.wrzuta.pl


W Brukseli od jakiegoś czasu lament i płacz, bo młodzi Belgowie ( arabskiego pochodzenia) jadą na wojnę do Syrii wspierać terrorystów. Politycy załamują ręce. Jak młodych zatrzymać, jak odwieść. Może paszporty im zabierać? Kto zawinił, że mają radykalne poglądy?
Mam pomysł! Najlepiej od razu niech będą winni Chrześcijanie i Żydzi. Z pewnością są jeszcze za mało tolerancyjni w Europie dla gości z Afryki. Wybaczcie proszę mój sarkazm. Ale jak przypomnę sobie ubiegłoroczną anty-choinkę na Grand Placu i ten debilny zakaz używania słów “ Boże Narodzenie” to jeszcze mną nerw targa. Całe szczęście, że mój dzieciak nie chodzi do szkoły objętej tym zakazem. I że może na mnie mówić: “mama”, a nie “rodzic nr 1” Z czasem do tego też dojdziemy.
Na forach ludzie piszą: “ A niech jadą! Dajcie im pojechać i najlepiej bez prawa powrotu” i tak dalej. Ale naród i politycy mają zupełnie odmienne wizje świata.
Swoją drogą człowiek to niereformowalne zwierzę. Wojny były, są i będą. O to zadba już przemysł zbrojeniowy. Ta karuzela musi się kręcić. Największą cenę płacą ci co najmniej winni.


Jadąc do pracy codziennie widzę w ulicznym ruchu w sercu miasta dziecięce, małe ryksze. Wygląda to bardzo malowniczo w wielskich klimatach, na dużej przestrzeni, czy nad morzem, ale nie w zatłoczonej Brukseli. Gdzie co chwila dochodzi do stłuczek. Belgowie mają miano ( całkiem zasłużenie) najgorszych kierowców w Europie. Mam ciarki na myśl co by było gdyby…Nazywam te pojazdy “wózeczkami śmierci”. Najdziwniejsze dla mnie jest to, że mamusia czy tatuś kierując taka rikszą na rowerze jest w pełni zabezpieczona: kask na głowie, ochraniacze na kolanach, rękawice… A jej smerfy w pojezdzie ze szmacianymi lub plastikowymi sciankami pod daszkiem z folii i często bez kaskow. 
Głupota? Bezmyślność? Brak wyobraźni?

niedziela, 14 kwietnia 2013

Europo, idz dalej tą drogą...

... a za kilka lat obudzisz sie z glowa w meczecie i to juz nie ty bedziesz decydowac, czy mozesz chodzic z odkryta glowa czy nosic chustę....


slodkagaleria.pl

"Boże Narodzenie", "Wielkanoc", "Wszystkich Świętych", a nawet "karnawał" - to słowa, których używania zakazano w belgijskich szkołach. Terminy te mają zniknąć z oficjalnych kalendarzy, bo... kojarzą się z chrześcijaństwem i mogą ranić wrażliwość wyznawców innych religii - informuje RMF FM, powołując się na Radio Watykańskie. 

Decyzja ta oznacza, że od tej pory dla uczniów belgijskich szkół nazwy zmienią wszystkie okolicznościowe przerwy: ferie bożonarodzeniowe staną się "wakacjami zimowymi", wielkanocne - "wiosennymi", a te w okolicach karnawału - "feriami dla rozrywki". 

Zakaz ten dotyczy obszaru francuskojęzycznego. Stosowanie tych nowych nazw było już zalecane od kilku lat. Teraz stało się obowiązującą normą. "

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,opage,8,title,Wielkanoc-zakazana-Belgii,wid,15455346,wiadomosc.html?ticaid=11062a


środa, 10 kwietnia 2013

Stłuczka ( puenta)



Hmmm, moja wiara w ludzką uczciwość, choc w szczątkowej postaci, ale została ocalona. Typ od wypadku przyjechał po pracy na umówione spotkanie. Co prawda na początku nie odbierał telefonów. Gdy smsowe apele odwołujące się do jego sumienia i uczciwości pozostły bez echa zagroziłam, że właśnie jadę na policję. Przyniosło to natychmiastową reakcję. Później już tylko 2 godziny czekania w umówionym miejscu, wykłócanie się ( próbował całkowicie zmienić wersję), podpisanie papierów i, uff… wreszcie mogliśmy się rozjechać.
Czekając na niego, wypatrywaliśmy (zgodnie z tym, co zdołałam zapamiętać, a przynajmniej wydawało mi się, że zapamiętałam) dużego, jasnego auta. Samochód okazał się… czarnym, lśniącym Peugeotem chyba 708. Mąż popatrzył na mnie wymownie, a ja bezradnie wzruszyłam ramionami.
Po pożegnaniu z naszym Arabem siedzieliśmy jeszcze bez słowa w swoim samochodzie.
-          Wiesz, musisz poszukać w internecie ćwiczeń na pamięć. W ogóle nie masz pamięci fotograficznej… - powiedział mąż w zamyśleniu paląc papierosa.
Zerknęłam na niego podejrzliwie, ale mówił całkiem poważnie.
-          Tak mi głupio. Naprawdę wcale nie mam pamięci…
-          Fotograficznej nie masz. Masz bardzo dobra odtwórczą. Wypominkową…


P.S. Jeśli ktoś myśli, że to koniec to się myli. Od rana nasz pan od wypadku wydzwania, próbując napastliwie nas namówić na ponowne wypełnienie papierów bo ponoć zły numer ubezpiecznia wpisał, ale wobec wczorajszych faktów jesteśmy już nieufni. To typowe zgranie na zwłokę. W Belgii liczni kierowcy ( nie będę precyzować jacy) jeżdżą w ogóle bez ubezpieczenia, a w razie biedy kombinują.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Stłuczka




razwtygodniu.pl

Dziś rano jadąc do pracy miałam stłuczkę. Z mojej prawej strony, chcąc przeskoczyć na mój lewy pas ( trzypasmowa jezdnia – jechałam środkowym pasem) arabski kierowca nie wyrobił się i wymuszając pierwszeństwo zahaczył mi błotnik. Z typowym północno-afrykańskim temperamentem zaczął wymachiwać rękami jakoby to była moja wina! Strasznie źle reaguję na wszelkie objawy agresji, toteż łapałam właśnie trzeci oddech kaczuchy próbując doprowadzić serce do regularnej, spokojnej pracy, gdy w sukurs przyszedł mi kierowca jadący za mną. Nawet nie widziałam, że się zatrzymał. Stłuczki są tak powszechne w Brukseli, że użytkownicy dróg traktują je jak normę. Wymijają i jadą dalej.

Ten okazał się prywatnie “flickiem” czyli “gliniarzem” i z iście zawodową pasją włączył się w zaistniałą sytuację. Zaczął wrzeszczeć na Araba, który z pohukiwania na mnie przerzucił się na policjanta i tak dokopywali sobie słownie ponad moją głową. Następnie mój obrońca dał mi swoje namiary, złożył podpis: in blanco i zapewniając, że jeśli się nie dogadam ze sprawcą wypadku to z chęcią będzie świadkiem, a wiadomo słowo stróża prawa droższe kilku słów “ cywili”. I odjechał.
Gdy emocje opadły zadzwoniłam do męża, który kazał mi spisać “ constat” w obecności przedstawicieli prawa. Zadzwoniłam na policję z identycznym skutkiem, jak w Polsce kiedy dzwoniłam na pogotowie. ( Każdy wie jak szybko przyjeżdżają) Nie doczekałam się. Poza tym oni nie bardzo chcą się mieszać w stłuczki i uwaga! Nie piszą żadnych  mandatów na “ dzień dobry” jak to ma miejsce w moim kochanym kraju. Wychodzą chyba z założenia, że uczestnicy stłuczki i tak ponieśli już niemałe straty psychiczne i materialne.  Po co ich dobijać.
“Mój” Arab mówi: “Oj widzę, że nie masz zaufania do Arabów, co?”
“ Generalnie nie mam zaufania do ludzi, którzy się na mnie drą bez powodu” – odparowałam – “ I kolor skóry nie ma tu nic do rzeczy.”
“ Nie na ciebie się darłem, ale na tego typa z tyłu, co się na mnie zaczął drzeć.” – zaczął odwracać kota ogonem.  Jako, że oboje tamowaliśmy w jakimś stopniu poranny ruch i oboje spieszyliśmy sie do pracy, jak najgłupsza z najgłupszych ( ta moja niepoprawna wiara w ludzką uczciwość) zgodziłam się, że dogadamy się po pracy i pozwoliłam gościowi odjechać w siną dal nie prosząc go nawet o dane z dowodu osobistego. Mam tylko zapisany numer rejestracyjny, telefon, wiem, ze pracuje w Wavre, mieszka na Scharbeeku ( popularna arabsko-polska dzielnica Brukseli nazywana “ Skarbkiem”) i ma polską żone Agnieszkę…
Wypada mi sobie życzyć by nie zawiódł mojej wiary w ludzką uczciwość. Okaże się wieczorem…
I tu mi przypomina się historia ze szkoły ( jeśli czyta to w tej chwili E. to wie o jaką historię chodzi) gdy podeszła do mnie zupełnie nieznana dziewczyna na początku roku akademickiego ( w PSIAKu jeszcze) i powiedziała: “ Ale masz fajną bluzę ( kurtkę) wycieraną. Zawsze o takiej marzyłam. Daj polatać pare dni.” Bez słowa zdjęłam kurtkę z grzbietu, ona ją włożyła, wmieszała się w tłum i tyle ją widziałam! Tylko dzięki brawurowej akcji mojej E. udało się namierzyć dziewczynę i odebrać moją własność.
Ale wracam do dzisiejszego zdarzenia.

Mój mąż zdumiony był moim zachowaniem. A jego zdumienie jeszcze się zwiększyło gdy zapytał mnie jakim autem był ten człowiek. Czułam, że pogrążam się w tym momencie gdy z iście alutkową ( z popularnego polskiego sitcomu) rezolutnością odpowiedziałam wyczerpująco: duży, szary, o ładnym kształcie. Miał kolorową, pastelową poduszeczkę na tylniej szybie, a z przodu dyndał fioletowy pantofelek…
Marki oczywiście nie pamiętam…



niedziela, 7 kwietnia 2013

Bezkresna wielkanocna biel podlaska...




Naprawdę mam dosyć tej zimy.  Oto co głównie oglądałam podczas mego krótkiego, wielkanocnego urlopu w Polsce. Zdjęcia mówią za siebie.